🐉 Jestem Nikim Dla Mojego Męża

Mama oskarża nas o wszystko – o kradzież pieniędzy, produktów z lodówki, trunku z barku, celowe wyłączanie telefonu, chowanie zeszytu z numerami telefonów itp. Najczęściej są to oskarżenia kierowane pod adresem mojego męża, ale wypowiadane do mnie, bo tylko ja jestem na miejscu (mąż jeszcze pracuje zawodowo). Nie mam już siły. Kupiliśmy miesiąc temu swoje mieszkanie i od razu po przeprowadzce mój mąż dorobił klucze dla swoich rodziców. O tym dowiedziałam się w najmniej oczekiwanym momencie – wróciłam z pracy i zastałam teściową w kuchni, gotującą obiad dla mojego męża. Jeśli czujesz, że zupełnie nie wiesz, jak zburzyć mury swojego Jerycha, miasta ciemności z zapieczętowanymi 7 bramami blokującymi Twoje wejście do Ziemi Obiecanej – posłuchaj o Jozuem, który odpowiadając na dziwne i nietypowe polecenie Bożego wysłannika stał się świadkiem upadku murów niezdobytego miasta i wielkiego tryumfu narodu Pana. Nie mam prezentu dla męża, ale wiem, co ode mnie dostanie. Prawdę. Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka” „Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy” „Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie Nie „mam męża”, ale „jestem żoną”. Naprawdę nienawidzę jego uporu, wszechwiedzy i arogancji. Denerwuje mnie ta chłopina zdecydowanie zbyt często. Jednak - ciężko wzdychając - dochodzę do wniosku, że ten „zespół cech denerwujących” jest mi do zbawienia koniecznie potrzebny. Anna Hazuka KOBIETA NIEZIEMSKICH OBYCZAJÓW. Odpowiedź eksperta: W momencie zawarcia małżeństwa powstaje pomiędzy Państwem majątkowa wspólność małżeńska i w zasadzie wszystko, co nabywacie Państwo w trakcie małżeństwa do tej wspólności wchodzi. Współwłasność ta jest współwłasnością łączną - nie macie Państwo w nabywanych rzeczach udziałów w ułamkach. Kontakt do trenerki rozwoju osobistego: Droga kobiet, www.drogakobiet.pl, e-mail: agnieszka@drogakobiet.pl, tel. 507 145 119. Masz problem, wyślij do nas list z pytaniem do trenerki: magda.trawinska@kafeteria.pl (z dopiskiem List do psychologa) Oceń jakość naszego artykułu: Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści. Bardzo bliski nam człowiek, który pomimo swojej nieuchwytności, znajduje czas na kolejne, niezwykłe pomysły do zrealizowania i wspólne sushi. "Jestem nikim", to oprócz starotestamentalnych lekcji Jozuego, świadectwo nawrócenia o. Adama Szustaka i pełnego zaskakujących zwrotów akcji życia, które dziś nazywa autentycznym Kolega mojego faceta jest dla mnie nadzwyczaj mily, ma podejrzane teksty. Czuje sie przy nim jakbym znala go od zawsze. Widac ze tez mu sie podobam ale widac tez ze za wszelka cene sie maskuje. Pan Bóg jednak w historii Jozuego chciał we mnie, a teraz (mam nadzieję) chce i w Was zrobić coś odmiennego, nowego, wykraczającego poza dotychczasowy, dobry schemat serii „Jestem Legendą”. Od samego początku wiedziałem, że ta książka musi mieć tytuł Jestem nikim. Z czasem ta euforia minęła i stałam się bardzo poświęcającą się mojemu nowemu statutowi jako jego żona. Chciałam być dla niego idealną żoną. Przestałam chodzić na zajęcia fitness i zrezygnowałam z kursów angielskiego. Rzadko wychodziłam do kawiarni z przyjaciółmi i częściej zostawałam w domu. Gość gość. Goście. Napisano Luty 28, 2015. Mój Boże, jaki problem. Jak moj maz wraxa z pracy to tez dziecko sie cieszy, krzyczy,piszczy, wola tataaaa, i biegnie do niego sie przytulic. Jest vwLVptz. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:50:51 Witam! Jestem po ślubie prawie 4 lata, jedyne co mnie trzyma przy mężu to dziecko. Dla męża jestem nikim, mieszkam w domu teściów, nie mamy nic swojego ale dla mojego męża męża wszystko wydaje się być w porządku. Usłyszałam od teściów wiele przykrych słów, mąż nigdy nie stanął po mojej stronie, za to na nich nie pozwolił powiedzieć złego słowa. Mąż spełnia wszystkie ich zachcianki jest takim parobkiem od brudnej roboty a mnie ma za nic, zresztą całą moją rodzinę też. Nie wiem co mam dalej w tym temacie robić, jak długo to jeszcze wytrzymam, przez cztery lata małżeństwa więcej się nie odzywamy niż odzywamy. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie jeszcze dobrze, chyba czas już skończyć ten związek ale żal mi dziecka, bo bardzo jest za swoim tata. Nie wiem zupełnie co mam robić.... Boję się też co ludzie będą gadać.... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:55 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:53:18 po pierwsze nie myśl, że żal ci dziecka. Dziecku lepiej wychowywać się z 1 rodzicem niż wysłuchiwać kłótni i poniżań. Moim zdaniem powinnaś odejść od męża i w końcu zacząć żyć nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:55:27 jesteś nieszczęsliwa bo ludzie będa gadac? no to ładnie w tym świecie się dzieje... a dziecko? siety przykład rodzinki... Lepiej zebydziecko wychowywało sie w niepełnej rodzinie i widziało mamę szcześliwą. Zreszta życie jest za krótkie... przeciez dziecko może widywac się z ojcm, ale niech patrzy na zdrowe relacje rodziców... Nie rozumiem takich ludzi co na siłe ze sobą są, zaraz zycie Tobie mini i co się na końcu okaże, że było do dup... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:56 przez truskawka_ang. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:56:50 przykra sprawa, a Ty pracujesz? Twój mąż boi się swoich rodziców czy jak... bo z Twojego opisu tak to wygląda, masakra nie macie swojego życia i dlatego się popsuło między wami, takie moje zdanie nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:07 Odejdź od męża i udowodnij, że jesteś coś warta . Sama lepiej wychowasz dziecko, a bynajmniej nie musisz dziecku mocno ograniczać widzeń z ojcem . Sama będziesz dużo szczęśliwsza nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:50 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 18:00 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:02:53 . Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-19 10:25 przez mrowka5012. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:06:22 dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:07:09 A nie myśleliście o tym aby się wyprowadzić, pójść na swoje? Może wtedy się coś zmieni. Bo takie życie z teściami zwłaszcza jeszcze jak facet jest przesadnie z nimi związany nie prowadzi do niczego dobrego. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:07 ja na twoim miejscu bym nie męczyła się z taką rodziną. A twoje dziecko przecież regularnie by się spotykało z ojcem nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:36 Cytatizulka2107 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie owszem możesz. tak jakbym słyszała kobiete "on mnie bije, ale przecież nie moge od niego odejśc", owszem może. A jak nie chcesz odejść to po co ten wątkek i żale? Albo działasz albo nie i zyjesz tak jak teraz, nie ma innej opcji. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:50 no t sie nie dziwie ze go nienawidzisz bo widzisz ja moze po slubie nie jestem ale do niego napewno nie dojdzie mieszkam z chlopakiem od lat i teraz dopiero dochodzi do mnie ze to nie jest to za to jak on mnie traktuje jak smieciem czasem nie jest latwo za duzo szans dawaqlam nie mowie ze zawsze bylam swieta ale nie traktowalam tak drugiego czlowieka... Tobie radze odejsc niejedna moja znajoma odeszla od swojego meza i jest teraz szczesliwsza dziecko moze sie widziec z ojcem a ty bedziesz inaczej lepiej zyc ! nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:17:03 wychowałąm sie w niepełnej rodzinie , nigdy z tego powodu nie czułąm sie gorsza wiec kwestia dziecko bez ojca dla mnie oczywista , dziecko z jednym z rodziców m oże być równie szceśliwe jak dzieci z pełnych rodzin a neawet szcześliwsze niż dzieci z "chorych rodzin" wg mnie nie dojdziecie do porozumienia jeali nie bedzeieci sami, w twoim opisie pełno "ich"-teściów podział na twoja i moja rodzina to nie pozwoli nigdy na normalne relacje postaw warunek albo sami próbujemy budowac nas zwiazek bez cienia rodziców teściów -nas was ich itp albo nie ma sensu tego ciągnac życze powodzenia i zdecydowania nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:19:16 Cytatsoso dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. dokładnie, zadbaj o siebie i o swoje dziecko, a na pewno szczęśliwsze będzie kiedy nie będzie wysłuchiwało całe zycie kłótni rodziców... wiem cos o tym, moi rodzice się rozwiedli jak miałam 13 lat, zanim jednak to się stało, ja bez przerwy słyszalam krzyki, kłotnie . To było straszne, mimo, że kocham i mamę i tatę, cieszę się, że nie są razem. Teraz oboje są szczesliwi w innych związkach a ja utrzymuje z nimi bardzo dobry kontakt. Więc zastanów się co będzie lepsze dla Ciebie i dziecka, bo na pewno nie bedzie to życie z rodzicami którzy się w prost nienawidzą... Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum. – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo do wtrącania się w moje życie, do tego w tak intymną jego część. Podjęłam już decyzję co do mojego macierzyństwa i nikomu nic do tego! Dzieci nie mam z wyboru Może to dziwne, ale jakoś nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego. Kiedy moje koleżanki z pracy z dumą prezentowały swoje rosnące brzuszki, ja z niepokojem czekałam na wynik testu ciążowego. I oddychałam z ulgą, gdy okazywało się, że jest ujemny. – Zobaczysz, i na ciebie przyjdzie kiedyś czas. Ja też na początku nie chciałam, a teraz zobacz, z niecierpliwością czekam na drugie – tłumaczyła mi moja najlepsza przyjaciółka, Iwona, która podobnie jak ja wyszła za mąż blisko trzydziestki i zarzekała się, że nigdy nie będzie miała dzieci. – Pewnie masz rację – przytakiwałam jej, ale gdzieś tam w głębi duszy czułam, że to „kiedyś” nigdy nie nastąpi. I rzeczywiście, mijały lata, a moja niechęć do macierzyństwa wcale nie słabła. Wręcz przeciwnie – po opowieściach moich koleżanek o nieprzespanych nocach i chronicznym braku wolnego czasu jeszcze wzrastała. Kiedy więc one rodziły kolejne dzieci, ja i mąż przygarnialiśmy… kolejne bezdomne psy. Najpierw Ambrożego, potem Kufla i Alberta. Kochaliśmy je nad życie. Znajomi śmiali się, że to one stały się naszymi dziećmi Jakieś podobieństwo rzeczywiście było – poświęcaliśmy im niemal każdą wolną chwilę, a one robiły z nami, co chciały… Czasem miałam wrażenie, że obowiązującym językiem w naszym domu powinno być szczekanie. Mąż przyjął ze zrozumieniem moją decyzję o tym, że nie zamierzam mieć dzieci. Nie naciskał, nie nalegał. Był starszym ode mnie rozwodnikiem, miał syna i córkę z pierwszego małżeństwa. – Ja tam już o przyrost naturalny zadbałem, statystycznie jestem więc w porządku. Ale gdybyś zmieniła zdanie, jestem gotów – śmiał się. Myślę, że mu się podobało to nasze bezdzietne małżeństwo. Cieszył się, że mam do kochania tylko jego i że nie musi się moją miłością z nikim dzielić. Mieliśmy czas tylko dla siebie i byliśmy szczęśliwi. Gorzej było z naszą rodziną Najbliżsi, zwłaszcza ze strony męża, nie dawali nam spokoju. Jurek wychował się w tradycyjnej, śląskiej rodzinie. Tam posiadanie przynajmniej dwójki dzieci było niemal obowiązkowe. O matko, ile ich było! Ciotki, wujkowie… Rodzeństwo, cioteczni bracia, siostry. Ich dzieci, wnuki… Aby wszyscy mogli zasiąść przy jednym stole, trzeba było wynajmować salę weselną. „No kochani, kiedy wreszcie będzie was troje? Może za mało się staracie?” – dopytywali się w czasie takich spotkań, patrząc na mnie znacząco. Strasznie mnie to denerwowało. – Dlaczego twoje ciotki włażą z butami w nasze życie? Przecież to prywatna sprawa. Nie zamierzam im się z niczego tłumaczyć – denerwowałam się. – Daj spokój, wiesz, jakie one są… Dla nich dzieci to największe szczęście, cel życia każdej kobiety. W głowie im się nie mieści, że można świadomie zrezygnować z macierzyństwa. Dla świętego spokoju musisz lawirować. Kiedyś odpuszczą – tłumaczył. Na początku lawirowałam. Dla męża Nie chciałam, żeby w rodzinie gadali, że wziął sobie za żonę jakieś dziwadło. Udawałam więc, że nie słyszę tych wszystkich pytań albo szybko zmieniałam temat. Kiedy to nie skutkowało, mówiłam, że nie jestem jeszcze gotowa do macierzyństwa, że mam bardzo absorbującą pracę albo że na dziecko nas nie stać, bo musimy spłacać duży kredyt. Te odpowiedzi nikogo jednak nie zadowalały. „Nie gotowa? Co ty opowiadasz, przecież każda kobieta jest na TO gotowa”. „Absorbująca praca? To nie powód, by rezygnować z dziecka. Nasze powołanie to macierzyństwo”. „Kredyt? Wiele małżeństw żyje na kredyt i to im nie przeszkadza w powiększaniu rodziny” – słyszałam. Doszło do tego, że moja ciąża stała się głównym tematem wszystkich rodzinnych spotkań. Kiedy tylko pojawialiśmy się na jakichś imieninach, urodzinach czy chrzcinach, zawsze słyszałam to samo: „Kasiu, czy już jesteś przy nadziei?”. Gdy odpowiadałam, że nie, pytający nie kryli zawodu. Miałam tego serdecznie dosyć Chciałam załatwić tę sprawę raz na zawsze. Okazja nadarzyła się podczas wielkiego przyjęcia z okazji złotych godów teściów. Znowu padło wiadome pytanie, i nie wytrzymałam. Wstałam i powiedziałam, że chcę coś ogłosić. Mąż chyba wyczuł, o co mi chodzi, bo zaczął mnie kopać w kostkę. Ale ja nie zamierzałam wcale przestać. Pamiętam, że wszyscy zwrócili się w moją stronę. Pewnie myśleli, że wreszcie obwieszczę wszem i wobec, że zostaniemy rodzicami. – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Jedni mówili, że jestem egoistką i myślę tylko o swoich przyjemnościach, jeszcze inni próbowali mnie przekonywać i mówić, co tracę: tupot małych stópek, radosne uśmiechy, no i herbatę na starość. – Zobaczysz, kiedy będzie już za późno, pożałujesz swojej decyzji – powiedziała teściowa, kończąc dyskusję. Do końca wieczoru wszyscy patrzyli na mnie krzywo Czułam, że mam w rodzinie przechlapane. – No i po co się odzywałaś! Zepsułaś całą imprezę, a przy okazji sprawiłaś mamie wielką przykrość! – strofował mnie po powrocie do domu mąż. Strasznie mnie to wkurzyło. – Przykrość? To mnie jest przykro, że wszyscy ciągle zadają mi te głupie pytania. To moje życie i innym nic do tego! – krzyknęłam. Więcej się nie odezwał, ale byłam przekonana, że ma do mnie pretensję. Przez kolejne lata miałam spokój. Nikt w rodzinie nie wracał do tematu. Nawet nie było zbyt wielu okazji, bo nie zapraszano nas już tak często, jak kiedyś. Czułam, że to przeze mnie. Mąż nigdy mi tego nie wypominał, ale widziałam, że mu z tym trudno Kiedy więc dostaliśmy zaproszenie na ślub córki jego kuzynki, aż podskoczył z radości. – No to wreszcie się pobawimy na prawdziwym śląskim weselu! – cieszył się. Zabawa rzeczywiście była przednia. A i rodzina nie patrzyła już na mnie tak krzywo, jak wcześniej. Właśnie mieliśmy po raz kolejny wypić zdrowie młodej pary, gdy do naszego stołu przysiadła się ciotka Eliza. Nie było jej w Polsce od 15 lat i krążyła od stolika do stolika, próbując nadrobić towarzyskie zaległości. Kiedy już wreszcie dowiedziała się, kto jest kim i z kim, zaczęła przyglądać się nam badawczo. – A właściwie dlaczego wy nie macie dzieci? Przecież jesteście z dziesięć lat po ślubie! – wykrzyknęła na całą salę. Zamarłam. „No i znowu to samo” – pomyślałam załamana. Już chciałam wstać i wyjść, gdy usłyszałam głos męża. – Ależ ciociu, my mamy dzieci. Trzech synów – mówił. A potem wyjął z portfela zdjęcia naszych psów. – Proszę, to jest Ambroży, najstarszy. Straszny z niego rozrabiaka. A to bliźniaki Kufel i Albert. Aż trudno uwierzyć, że są braćmi, prawda? Jeden czarny, a drugi biszkoptowy – tłumaczył. Ciocia wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Ale Jerzy, przecież to są psy. Nie powinieneś tak żartować. Ja pytam poważnie – przerwała mu. – Psy? Naprawdę? To dziwne… Próbowaliśmy z Kasią, próbowaliśmy i takie coś wyszło. Więc kochamy nad życie – odparł mój mąż. Spojrzałam na siedzących obok nas teściów. Jeszcze próbowali nad sobą panować, ale po chwili wybuchnęli śmiechem. – Zdrowie wszystkich dzieci świata! Niezależnie od tego, jak wyglądają! – wzniósł toast mój mąż. Wypili wszyscy. Katarzyna, lat 35 Czytaj także: „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko” „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?” „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne” Chyba przyszedł czas na mnie. Jestem z mężem po ślubie ponad 2 lata. Przed było wszystko dobrze. Zdarzały się kłótnie, ciche dni ale było więcej tych miłych chwil. Mąż zawsze był bardzo skryty i nie okazywał jakiś wielkich uczuć, taki typ samotnika, swoje w życiu przeszedł i był bardzo “chłodno” chowany przez rodziców. Za to ja zawsze miałam dom pełen miłości i zrozumienia przez rodziców. Aktualnie znajdujemy się w takim miejscu gdzie mało rozmawiamy, oddalamy się…a czasami zastanawiam się czy jeszcze coś do siebie czujemy. Mimo, że jestem jego żoną to mam wrażenie jakby nasza znajomość zatrzymała się na etapie chłopak – dziewczyna. Rozpad naszego małżeństwa byłby dla mnie ciosem w serce i życiową porażką. Chciałabym zawalczyć o nas, ale czasami opadam z sił bo on nie widzi problemu i dla niego jest wszystko OK, a jak dla mnie to dzieli nas krok od przepaści. Ja jestem osobą, która potrzebuje kochać, lubi dbać i czasami mam wrażenie, że zbyt bardzo się dla niego poświęciłam. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że nawet kiedy znikam na cały dzień to on w ogóle nie zainteresuje się gdzie jestem i co robię. Bardzo mnie to boli. Zawsze mówi poradzisz sobie, musisz dać sobie radę sama.. nie wiem to nie moja sprawa i to mnie nie obchodzi! Zaczynam myśleć o przyszłości, ponieważ nie mam rodzeństwa i boję się, że kiedy zabraknie moich rodziców to już w nikim nie będę miała wsparcia. Gubię się już sama. Bo bardzo go kocham ale czuję, że tracę siebie w tym wszystkim, że nie mogę tak dłużej żyć. Wiem, że w 99 procentach mąż mnie nie zdradza, często mnie zapewnia o swojej miłości, czasami zdarza się, że dostaje od niego czułość ale bywają dni kiedy żyjemy jak dwoje obcych sobie ludzi. Dołączył: 2008-12-30 Miasto: Racibórz Liczba postów: 253 21 czerwca 2012, 12:12 Tak tak, to miłość jeszcze z podstawówki. Jestem w nim zakochana od 18 lat. MASAKRA. Myślałam, że jak wyjdę za mąż to o nim zapomnę. Ale niestety tak się nie stało. Nadal jak go spotykam serce mi mocniej bije a nogi robią się jak z waty, nadal o nim śnię i marze. MASAKRA. Ktoś się zapyta dlaczego nie jestem z moją największą miłością. Dlatego, że on należał do tzw. cool chłopaków, ciacho, najprzystojniejszy chłopak w szkole itp. A ja szara myszka, nie za grupa ale nie super lachon. Nie zwracał na mnie w ogóle uwagiByłam nikim dla niego!!! A ja bez niego nie potrafię oddychać EDITNie takich odpowiedzi się spodziewałam. Wszyscy bronią mojego męża. Mnie oskarżają. Poniekąd niektórzy mają racę. Być może ta miłość siedzi w mojej głowie, idealizuje innego mężczyznę. Tak to napewno też jest w mojej podświadomości. Ale muszę napisać coś w mojej obronie. WYSZŁAM ZA MĄŻ Z MIŁOŚCI. POŚWIĘCIŁAM DLA MOJEGO MĘŻA WSZYSTKO. DOSŁOWNIE. RODZINĘ, WYKSZTAŁCENIE, KARIERĘ I RZECZY KTÓRE KOCHAŁAM. Z MIŁOŚCI TEŻ URODZIŁAM CHCIELIŚMY I TAK POSTANOWILIŚMY. NIESTETY PO ROKU MAŁŻEŃSTWA POMAŁU WSZYSTKO WYCHODZIŁO NA JAW JAKI JEST NAPRAWDĘ. NAJGORSZE JEST ZNĘCANIE SIĘ PSYCHICZNE. PRZEMOC PSYCHICZNA KTÓRĄ CIĘŻKO UDOWODNIĆ BO NIE POZOSTAWIA SINIAKÓW CZY BLIZN JAK PRZEMOC FIZYCZNA. JAK MNIE JUŻ ZRÓWNA Z BŁOTEM I OD NAJGORSZYCH TO POTEM ŚMIEJE MI SIĘ PROSTO W TWARZ I MÓWI "CIEKAWE KIEDY ZAMKNĄ CIĘ W PSYCHIATRYKU" ALBO "IDŹ, SKACZ Z BALKONU" .................PRZED LUDŹMI UDAJE SUPER NOSI CIĘŻKIE SIATKI Z ZAKUPAMI, ZAJMUJE SIĘ DZIECKIEM ITP. A JAK NIKT NIE WIDZI TO WIADOMO.........TRAKTUJE JAK SŁUŻĄCĄ, NIEWOLNICĘ I JAK ŚMIECIAPOTRAFI POWIEDZIEĆ "KOCHAM CIĘ" A ZA CHWILKĘ POWIE, ŻE JESTEM NIKIM, NIEUDACZNIKIEM, BEZNADZIEJNA, (OCZYWIŚCIE TO SĄ TYLKO TE CENZURALNE OKREŚLENIA TYCH NA K... I INNE NIE WYMIENIAM) OCZYWIŚCIE NIE JEST ŁATWO OPISAĆ CAŁĄ TĄ SYTUACJĘ. I TEŻ BY DNIA ZABRAKŁO ABY ODDAĆ CAŁY OBRAZ PRAWDZIWEJ ATMOSFERZE. BYĆ MOŻE DLATEGO W MYŚLACH CHCĘ UCIEC OD TEGO CHAOSU KTÓRY PANUJE W MOIM ŻYCIU. NAPRAWDĘ NIE JEST CIEKAWIE. CHCE MI SIĘ PŁAKAĆ. Edytowany przez Panchik 21 czerwca 2012, 14:06 Dołączył: 2007-09-10 Miasto: To Tu To Tam Liczba postów: 8162 21 czerwca 2012, 12:14 mysle, ze to zadna milosc a chora obsesja. wyidealizowalas sobie kogos, kogo najwidoczniej nawet nie tnasz wcale dobrze. chodzenie razem do jednej podstawowki to jeszcze zadna znajomosc. Jak moglas za t, zrobic cos takiego swemu obecnemu mezowi? Dołączył: 2011-05-06 Miasto: Nowy Jork Liczba postów: 1679 21 czerwca 2012, 12:16 Mi sie wydaje ze to nie jest milosc (bez urazy), tylko Twoje niedoscignione, mlodziencze marzenie. Wyobrazasz sobie go jako ideal, nieosiagalny, idealizujesz go w swojej glowie, dorabiasz historie. Znacie sie dobrze? Jak dobrze? Jestescie kolegami, przyjaciolmi? Kiedykolwiek byliscie razem? Wiesz jaki jest na codzien, jaki jest w zwiazku? Mysle, ze bardzo prawdopodbne jest to ze gdybys poznala go blizej i 'pobyla z nim' to ta milosc by prysnela... ale oczywiscie moge sie mylic. Dołączył: 2008-12-30 Miasto: Racibórz Liczba postów: 253 21 czerwca 2012, 12:20 nie no znamy się bardzo dobrze. Cały czas nasze drogi się jednak mijały. Później on zaczął coś do mnie czuć a ja na złość mu go odrzuciłam. Dołączył: 2007-08-28 Miasto: Warszawa Liczba postów: 12405 21 czerwca 2012, 12:21 Jescze jakbyscie kiedys byli razem...ale tak? zgadzam sie z powyzsyzmi odpowiedziami..to jest platoniczne go nie problem jest nastepujacy: co z Twoim mezem..?ps doczytalam, ze go znasz i ze go odrzucilas co nie zmienia faktu, ze z nim nie bylas i nie wiesz czy by Wam wyszlo itd. mniejsza z wiem co poradzic, ja bym nie wychodzila za czlowieka, ktorego nie kocham..to za powazna decyzja. Edytowany przez Mandaryneczka 21 czerwca 2012, 12:22 Dołączył: 2011-12-18 Miasto: Czekoladolandia Liczba postów: 2317 21 czerwca 2012, 12:23 historia żywcem wyrwana z harlequinu!:D Dołączył: 2007-07-09 Miasto: Wrocław Liczba postów: 4855 21 czerwca 2012, 12:24 Skoro nie byłaś szczęśliwa wychodząc za swojego męża i myślałaś wciąż o tamtym mężczyźnie, to po co w ogóle ten ślub? Na siłę? By nie być samotną? Chyba dlatego właśnie są rozwody :/Moja rada jest jedna: jeżeli kochasz swojego męża, i chcesz żeby on był szczęśliwy z Tobą, to lepiej zapomnij o tej "miłości" ze szkolnych lat. „Zadzwoniłam na policję i powiedziałam, że mój partner, który używał wobec mnie przemocy, lata po domu z nożami i że czuję się zagrożona. Dyżurny mi odpowiedział, że polskie prawo nie zabrania chodzenia z nożami. Nie przyjechali” - publikujemy fragment reporterskiej książki Jacka Hołuba „Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach”. „Dzielnicowy chciał konfrontacji. Miałam stanąć naprzeciwko mojego kata i powiedzieć, jak było. (...) Lał mnie cztery lata, zanim zgłosiłam znęcanie i wystąpiłam o rozwód. Były dostał wyrok siedmiu miesięcy prac społecznych” Funkcjonariusze tłumaczą, że niechętnie zajmują się takimi sprawami, bo osoby doświadczające przemocy często wycofują zawiadomienie o przestępstwie Fakt, iż kobieta nie chce zeznawać, nie oznacza, że „już się pogodziła z mężem”. Może być zastraszona, szantażowana albo ich związek wszedł właśnie w fazę, kiedy mężczyzna przeprasza, a jego partnerka chce wierzyć, że się poprawił – Nie zawsze funkcjonariusze po wejściu do mieszkania zastają oczywisty widok: pobita, zapłakana kobieta i pijany, wrzeszczący facet. Często jest tak, że wrzeszczą na siebie oboje, ofiara reaguje agresją na agresję. Albo krew się nie leje, nie ma obrażeń, facet jest spokojny – mówi Marek Mudant Więcej fragmentów książek znajdziesz na stronie głównej Onetu Mężczyźni katują żony i dzieci. Bici synowie dorastają i znęcają się nad swoimi partnerkami i dziećmi. Krzywdzone dziewczynki wpadają w szpony toksycznych mężów. Dorosłe dzieci dręczą zniedołężniałych rodziców. Silniejsi terroryzują słabszych, zdrowi niepełnosprawnych, ci, którzy mają władzę, kontrolują i ranią swoich podopiecznych. Przez nasze domy płynie rzeka agresji, bólu, cierpienia i nienawiści. Oficjalne statystyki to wierzchołek góry lodowej. Napisałem tę książkę, by pokazać, co kryje się pod spodem – jak wygląda prawdziwe oblicze przemocy domowej - tłumaczy Jacek Hałub. Publikujemy fragment reportażu „Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach" „Jakie macie doświadczenia w kontaktach z policją, prokuraturą i sądami?” – pytam na grupie dla pokrzywdzonych przemocą w rodzinie na Facebooku. W ciągu dwóch dni pojawia się ponad trzydzieści komentarzy, dostaję kilkanaście wiadomości na Messengera i kilka maili. Magdalena, nauczycielka z Ełku, pobita przez byłego męża alkoholika: „Dzielnicowy chciał konfrontacji. Miałam stanąć naprzeciwko mojego kata i powiedzieć, jak było. Wiedział, że się go bałam, jest zdolny do wszystkiego. Lał mnie cztery lata, zanim zgłosiłam znęcanie i wystąpiłam o rozwód. Słowem bym się przy nim nie odezwała, bo dostałabym wpie***l. Odmówiłam. Były dostał wyrok siedmiu miesięcy prac społecznych”. […] Joanna z Wrocławia: „Postępowanie przeciwko mojemu mężowi z artykułu 207 umorzono, a po zażaleniu odbyła się sprawa w sądzie i ku mojemu zdziwieniu sędzia uznała, że wyzywanie żony, szarpanie za ubranie, pozbawianie samochodu czy możliwości korzystania z lokalu mieszkalnego nie jest czynem zagrażającym życiu i sprawę zakończyła”. Paulina z Bolesławca, matka dwójki dzieci, przemoc zgłosiła po piętnastu latach bicia, duszenia, szarpania, wyzwisk i plucia: „Policjant podczas przesłuchania był super. Nie denerwował się, że cały czas płaczę. Na koniec, po trzech godzinach zeznań, usłyszałam, że zrobi wszystko, co może, żeby mój facet poniósł odpowiedzialność. Ale pani prokurator nie przychyliła się do wniosku o wydanie nakazu opuszczenia mieszkania. Nadal mieszkamy razem. Napisałam podanie o lokal socjalny”. Grażyna: „Zadzwoniłam na policję i powiedziałam, że mój partner, który używał wobec mnie przemocy, lata po domu z nożami i że czuję się zagrożona. Dyżurny mi odpowiedział, że polskie prawo nie zabrania chodzenia z nożami. Nie przyjechali”. Magda: „Raz w życiu wezwałam policję i po tym stwierdziłam, że już nigdy tego nie zrobię, bo nic nie pomogli. Nawet nie pouczyli męża, a przez ich wizytę sytuacja w domu tylko się pogorszyła. Mąż zrobił się jeszcze bardziej agresywny”. Aneta: „Tak jak u mnie”. Marlena: „Założyłam sprawę o przemoc psychiczną. Na każdym przesłuchaniu pytano mnie, czy chcę wycofać wniosek. Po roku doszło do rozprawy. Sędzia pożartowała z adwokatem mojego męża i zasądziła mediację. Rozprawa trwała może ze trzy minuty”. – Przepisy w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie mamy nie najgorsze, jednakże ich wykorzystanie pozostawia wiele do życzenia – kwituje Dorota Jaszczak-Kuźmińska. – Samo prawo to za mało, bo realizują je ludzie i od ich zaangażowania bardzo wiele zależy. W swojej pracy widziałam mnóstwo kuriozalnych działań, które wynikają z braku empatii i wiedzy na temat zjawiska przemocy, jego mechanizmów i konsekwencji. […] Czasami patrol w ogóle nie przyjeżdża do wezwania. Kobieta dzwoni na policję, a oficer dyżurny uznaje, że to, co się dzieje, nie wymaga interwencji. Niekiedy udziela rad, co zrobić, żeby w domu zapanowała zgoda: „Niech pani wyjdzie na chwilę, żeby mąż ochłonął”. Albo patrol przyjeżdża, ale stróże prawa lekceważą sytuację. Mówią: „Przecież nic się nie dzieje, mąż jest spokojny”. I odjeżdżają. Bywa, że nawet nie pouczają agresora, co mu grozi za znęcanie się nad żoną. – Policjanci nie wdają się w niuanse. W przypadku przemocy domowej sprawca i ofiara mieszkają w jednym domu, łączą ich bardzo skomplikowane więzi na różnych płaszczyznach: ekonomiczne, psychologiczne i inne. To często przerasta oprogramowanie narzędziowe stróżów prawa – tłumaczy Durda. – Jeśli pojawiają się subtelności, to większość z nich wymięka. Mówią: „My nie jesteśmy od tego, żeby się zastanawiać, czy było przestępstwo, czy go nie było, a jeśli było, to jakie. Jesteśmy od ścigania bandytów”. Zdaniem Błaszczak-Banasiak uchybienia w pracy policji wynikają z kilku przyczyn: nawału obowiązków oraz niewiedzy i nieznajomości mechanizmów przemocy domowej. Funkcjonariusze tłumaczą, że niechętnie zajmują się takimi sprawami, bo osoby doświadczające przemocy często wycofują zawiadomienie o przestępstwie. Tymczasem to naturalne. Gdyby zostali przeszkoleni, wiedzieliby, że pokrzywdzone przestają współpracować ze strachu przed agresorem, z którym mieszkają pod jednym dachem i od którego są uzależnione finansowo. – Mogę w przypływie rozpaczy zdecydować się pójść po pomoc, ale potem wracam do domu i nagle uświadamiam sobie konsekwencje. To normalne, że paraliżuje mnie strach, i wolę już wrócić do tej rzeczywistości, którą znam, niż mierzyć się ze skutkami tego, że zgłosiłam sprawę. W takiej sytuacji pokrzywdzone szczególnie potrzebują wsparcia, motywacji, zrozumienia i empatii, bo to dla nich bardzo trudny moment – wyjaśnia. I podkreśla: – Poza tym zgodnie z prawem sprawcy przemocy domowej są ścigani z urzędu. Nawet jeśli kobieta zmieni zdanie i przestaje współpracować, to nie znaczy, że nic się nie wydarzyło. Organy ścigania i tak są zobowiązane do podejmowania działań, a często tego nie robią. Fakt, iż kobieta nie chce zeznawać, nie oznacza, że „już się pogodziła z mężem”. Może być zastraszona, szantażowana albo ich związek wszedł właśnie w fazę, kiedy mężczyzna przeprasza, obsypuje kwiatami, zapewnia o miłości, a jego partnerka chce wierzyć, że się poprawił, i daje mu kolejną szansę, „bo to przecież ojciec moich dzieci”. Pomagacze znają na pamięć takie scenariusze. Policjanci i prokuratorzy – niekoniecznie. – Szkolenie leży – potwierdza Marek Mudant. – Na siedmiomiesięcznych kursach podstawowych dla policjantów z prewencji i oddziałów patrolowo-interwencyjnych są tylko dwie– trzy godziny o przemocy w rodzinie. Pokażą, jak wygląda Niebieska Karta, a „reszty się nauczycie”. Kiedyś świeżak po kursie uczył się roboty od doświadczonego patrolowca. Teraz sytuacja kadrowa jest fatalna, masowo odchodzą policjanci, którzy zatrudniali się w latach 90. i mają już maksymalny wiek emerytalny. Są patrole, w których jeden funkcjonariusz ma niecały rok służby, a drugi jest świeżo po kursie podstawowym. Wszystkiego muszą się uczyć sami. I później mamy błędy. Albo przemoc jest nierozpoznana, albo druki Niebieskiej Karty źle wypełnione, bo niedoświadczony policjant sprawdza, czy dziecko ma wszawicę czy pieluszkowe zapalenie skóry. A to rubryka dla służby zdrowia. Mudant wskazuje, że jeszcze kilka lat temu w każdej komendzie w każdym miesiącu poświęcano jeden dzień na szkolenie. – I to nie były szkolenia takie jak obecnie, że przeczyta się kilka poleceń, „podpiszcie mi to” i koniec. Zajęcia trwały od ósmej rano do piętnastej. A teraz gdzie ten policjant ma się nauczyć mechanizmów przemocy? Od kogo? – pyta retorycznie. Według statystyk w 2018 roku w policji służyło 98,7 tys. funkcjonariuszy, w tym niespełna 7,9 tys. dzielnicowych. W tym samym czasie w specjalistycznym kursie z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie wzięło udział zaledwie 322 stróżów prawa1. Inny problem to braki kadrowe. Policjanci pracują jak na akord w fabryce. Na koniec 2019 r. w Policji było blisko 4,3 tys. wakatów. Trzy lata wcześniej Najwyższa Izba Kontroli alarmowała, że w dużych miejscowościach policja ma problemy z „realizacją zadań typowych dla dzielnicowych”, między innymi z powodu dużej liczby imprez masowych, które funkcjonariusze obsługują. Z kolei w małych komisariatach i na posterunkach brak ludzi nie pozwala na wystawienie minimalnej wymaganej liczby patroli. Dzielnicowi są obciążani dodatkowymi zadaniami: obsługą zdarzeń i interwencji czy pracą administracyjno-biurową, co odrywa ich od własnych rejonów. Patrolowcy z Warszawy podczas dwunastogodzinnego dyżuru przeprowadzają od kilku do kilkunastu interwencji. Często jest tak, że policjant tylko poucza agresora, bo za moment koniec służby, a dopiero po jakimś czasie przyjeżdża drugi patrol, żeby zatrzymać sprawcę. – Przy takim tempie łatwo czegoś nie zauważyć, coś przeoczyć. Nie zawsze funkcjonariusze po wejściu do mieszkania zastają oczywisty widok: pobita, zapłakana kobieta i pijany, wrzeszczący facet. Często jest tak, że wrzeszczą na siebie oboje, ofiara reaguje agresją na agresję. Albo krew się nie leje, nie ma obrażeń, facet jest spokojny – tłumaczy Mudant. – Jeśli wiesz, że masz jeszcze trzy interwencje, a za godzinę koniec służby, ciężko się w tym połapać. Łatwo popełnić błąd. Nawet doświadczony policjant może mieć problem, żeby właściwie ocenić sytuację. Mój rozmówca szacuje, że papierologia: sporządzanie notatek, protokołów zatrzymań, przesłuchań, wypełnianie formularzy i druków statystycznych, może zajmować funkcjonariuszowi nawet 30–40 proc. czasu pracy. A dzielnicowemu znacznie więcej. Mudant wstąpił do policji w 1991 roku. Przeszedł całą drabinkę służbową, od dzielnicowego, przez specjalistę do spraw nieletnich i patologii, oficera dyżurnego, po naczelnika wydziału prewencji komendy powiatowej w Węgrowie. Największe emocje budzą się w nim, gdy słyszy nazwę „Wrotnów”. W 2000 roku policjanci odkryli tam zwłoki czterech noworodków zawinięte w worki. Dzieci zabijała tuż po porodzie matka razem z teściową. Podczas śledztwa okazało się, że kobieta była latami dręczona przez męża, ojca dzieci, i przez jego matkę. Sąd skazał ją na dziewięć lat więzienia, a teściową na dziesięć. Mudant był wtedy koordynatorem procedury Niebieskiej Karty w komendzie powiatowej. – Po tej sprawie robiliśmy szkolenia trzy razy w roku. Jeden dzielnicowy, który miał 30 lat służby, pierwszy raz dowiedział się, na czym polega mechanizm przemocy – wspomina. – Takie rzeczy powinien wiedzieć każdy policjant, prokurator i sędzia. – A co się stało z kobietą bitą przez męża, której sąd zalecił mediację? – wracam do historii z początku naszej rozmowy. – Jej mąż dwukrotnie nie zgłosił się na spotkania mediacyjne – zaczyna Mudant. – Sędzia skierowała go na badanie psychiatryczne. Facet na pierwsze badanie się nie stawił, na drugie został doprowadzony przez policję. Na kolejną rozprawę nie dotarła na czas opinia biegłych. Później nie zgłosili się świadkowie. Następna sprawa się nie odbyła, bo nie było akt. Któryś ze świadków złożył zażalenie, że dostał za niski zwrot kosztów dojazdu. I proces, który powinien się zakończyć w sześć miesięcy, ciągnął się rok dłużej. W końcu facet dostał półtora roku bezwzględnej odsiadki. W tej chwili siedzi. Na szczęście się nie odwołał. Ale przez ten rok, kiedy sprawa się ślimaczyła, cały czas był w domu. Nikt nie policzy, ile cierpienia doznała w tym czasie jego rodzina. "Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach" książka Jacka Hołuba Foto: Materiały prasowe

jestem nikim dla mojego męża